Łaska Płaczu

W Ambasadzie RP w Waszyngtonie 11 lipca, odbyło się przedstawienie sztuki Kazimierza Brauna Tamara ł.., zainspirowane, jak autor wzmiankuje w programie, wydarzeniem z życia słynnej polskiej malarki okresu międzywojennego Tamary Łempickiej.

Niekonwencjonalna, ekstrawagancka, obracająca się w najwykwintniejszych kręgach Warszawy, Paryża, a potem Nowego Jorku artystka przeszła do historii malarstwa jako symbol kobiecej emancypacji i zmysłowości w sztuce. Jej szokujące jak na owe czasy portrety przedstawiały najbardziej "kolorowe" postacie tych czasów i miały na ogól silne zabarwienie erotyczne. Były to akty indywidualne albo portrety zbiorowe, z których emanowała energia seksualna, głód przeżywania i intensywna pasja twórcza ("Malując pożądam; pożądając maluję" - mówi jej dramatyczne wcielenie w sztuce Brauna). Podczas jednej z podróży po Włoszech Łempicka postanowiła wstąpić do klasztoru. Tam namalowała portret matki przełożonej z twarzą przeoraną głębokimi bruzdami, lekko pochyloną głową, zamyślonym wzrokiem i dwiema kroplami łez spływającymi po policzkach - tak różny od portretów tworzonych poprzednio. To właśnie wydarzenie stało się inspiracją twórczą dla Kazimierza Brauna, który zbudował wokół niego swój dramat.

W kształcie oryginalnym sztuka ma dwa akty: pierwszy przedstawia scenę malowania zakonnicy, a drugi - wiele lat póżniej - artystkę na łożu śmierci podczas ostatnich rozmów z córką. W tej dwuaktowej wersji sztuka pokazywana była w Kanadzie i w Polsce. Dla celów "objazdowych" została jednak zredukowana wyłącznie do aktu pierwszego, do którego autor wplótł niektóre fragmenty z zakończenia. W takiej właśnie postaci przybyła do Waszyngtonu. W spektaklu grają matka i córka: Maria Nowotarska i Agata Pilitowska, obie zamieszkałe w Toronto i związane z założonym przez Marię Nowotarską teatrem o nazwie Salon Muzyki i Poezji. Wielokrotnie pokazywały się razem na scenach kanadyjskich, amerykańskich i europejskich. Tamara L., to trzecia sztuka Kazimierza Brauna, w której wystąpiły obok siebie na scenie.

Braun -autor i reżyser spektaklu - podkreśla w programie, iż nie jest to sztuka biograficzna o Tamarze Łempicioej. Raczej fantazja literacka zainspirowana spotkaniem malarki z matką przełożoną w parmeńskim klasztorze.

Na zaimprowizowanej scenie w jednym z saloników waszyngtońskiej ambasady stanęły naprzeciwko siebie zakonnica i malarka, jak święta i grzesznica. Wymieniają poglądy o sztuce, sensie tworzenia, etyce, moralności, odpowiedzialności za to, co się tworzy, o wewnętrznej wolności, ale i o bólu, zagubieniu i cierpieniu. Malarstwo Łempickiej stało się punktem wyjścia do rozprawy o sensie życia. W poetyckich, barwnych monologach ścierają się tu dwa światy, dwa różne spojrzenia na rzeczywistość, początkowo skrajnie antagonistyczne, subtelnie powiązane jednak tym samym pragnieniem odkrycia prawdyo sobie i świecie oraz nawiązania prawdziwego, głębokiego kontaktu z drugą osobą. Pytań zostało postawionych tu bardzo wiele: czy sztuka może być religią? Czy może mieć wyzwalający efekt jak wiara? Czy artyści odpowiedzialni są za to, co tworzą? Co oznacza tzw. wolność wewnętrzna? Czy jest to wolność od konwencji i reguł, które ustala i narzuca społeczeństwo? Do czego ta wolność prowadzi? Czy istnieją granice? Czy możemy je przekraczać? Kiedy owa wolność staje się aktem nie\etycznym? Czy tylko wówczas. gdy ranimy innych? A co z ranieniem siebie samego? Skąd wiemy, że to już nastąpiło?

Odpowiedzi, choć niewypowiedziane wprost, są oczywiste. Tamara bardzo szybko zauważa, nawet jeśli nie dzieje się to jeszcze w sferze świadomości, zagrożenie, jakim jest dla niej świat wartości wyznawanych przez zakonnicę. Związane jest ono z ryzykiem uzmysłowienia sobie przez artystkę bezsensu i pustki, towarzyszącym jej dotychczasowemu życiu. Początkowo broni się przed tym dziko i namiętnie, prowokując swą partnerkę erotycznymi komentarzami i obrażając cynicznymi nietaktami i blużnierstwami. Osiąga to swój szczyt w znakomicie przedstawionej przez Agatę Pilitowską scenie wstrzykiwania sobie narkotyku i iluzorycznej polemiki z zakonnicą; w trakcie której oszałamiająca intensywność artystki stopniowo przemienia się w druzgocącą samoagresję.

Matka Przełożona, która jak się okazuje, jest doktorem sztuk pięknych i ma ogromną wiedzę na temat malarstwa, w detalicznym, fachowym wykładzie klasyfikuje sztukę Łempickiej jako "bezczelną arogancję", jej modele jako archetypy ze "żrenicami odbijającymi nicość" i konkluduje, iż twórczość malarki zdaje się "zapowiadać straszną katastrofę ludzkości".

Dość dużo miejsca poświęca Braun problemowi postrzegania rzeczywistości. Choć Tamara Ł apoteozuje zmysły jako punkt wyjścia i cel ostateczny- zarówno w sztuce, jak i w życiu, z jej egzaltowanych, kwiecistych, a jednocześnie zdradzając ogromny niepokój wewnętrzny monologów wyraźnie wyłania się tęsknota za głębią i sensem. Zakochana w pozorach, naiwna, powierzchowna i próżna femme fatale stopniowo przeistacza się w sztuce Brauna w nieszczęśliwą artystkę zdającą sobie sprawę z ciężaru odpowiedzialności, jaki ponosi za tworzenie swych dzieł.

"Walka" obu kobiet traci powoli na swej agresywności i po burzliwej wymianie myśli na temat sztuki, miłości i w podejścia do świata w ogóle, Tamara prosi Matkę Przełozoną o udzielenie jej błogosławieństwa. Maria Nowotarska jakozakonnica i Agata Pilitowska jako Tamara Ł. dokonały godnego uznania wyczynu aktorskiego. Udało im się sprostać owym długim monologom ornamentalnego i niemal epickiego dramatu Brauna - w dodatku w niełatwych warunkach scenicznych - w sposób, który przykuwał uwagę zarówno na poziomie intelektu, jak i emocji. Dynamiczna, zmysłowa kreacja Agaty Pilitowskiej, przedstawiająca kryzys duchowy zagubionej w życiu i uwikłanej w dramat swej twórczej pasji malarki porażała widzów ładunkiem energii. Agresywne, żarliwe i porywcze opowieści o epizodach z jej życia, o początkach kariery, mistycznym niemal odkrywaniu potęgi kolorów i światła, oprzygodach w artystyczno-intelektualnych kręgach Paryża ilustrowaly odsłaniane przez Tamarę obrazy. Dzięki temu posunięciu reżyserskiemu Brauna widzowie mieli okazję skonfrontować teorię z praktyką i przyjrzeć się rzeczywistym portretom Tamary Łempickiej. Nastrój łagodniał nagle i nabierał zupełnie innego kolorytu w krótkich scenach, kiedy artystka prezentowała portrety córki. Wojowniczą polemikę zastępowała delikatna łagodność i nie ulegało wątpliwości, że portrety dziecka wypełnione są czymś, czego brakuje pozostałym obrazom malarki - miłością.

Odtwarzająca postać Matki Przełożonej Maria Nowotarska z ogromną dojrzałością i aktorskim skupieniem przekazała nam te właśnie przesłanie miłości, łagodnej mądrości, dobroci, pokory i cierpliwości. Namalowana przez Tamarę ze łzą na policzku stwierdza: "To nie jestem ja na tym portrecie. Może to pani płacze nad sobą, nad światem". I tak właśnie oznajmiła swe zwycięstwo nad pustką, powierzchownością, próżnością i bezdusznością.

Dodatek Literacko-Społeczny.